Początek tej historii powinien ukazywać dobro, które niegdyś było cząstką mnie.
Rozwinięcie przedstawiać, moją sadystyczną i rozpustną naturę.
A koniec... Koniec powinien być wisienką na torcie.
Powinien pokazać wam moją jedyną słabość.
Ale ja nie trzymam się schematów. Witaj w moim chaosie. ~Ahren
***
Przemierzając wąskie
uliczki Rosebath, stawiam małe kroki, leniwie przemieszczając się w
stronę wyznaczonego celu. Wdycham chłodne, nocne powietrze, a
rozglądając się dookoła widzę tylko przygniatające beton strugi śniegu.
Otaczający mnie biały puch, wprawia w ponury nastrój. Nie lubię bieli.
Kolor ten kojarzy mi się
z dawnym życiem- z czymś o czym wolałabym zapomnieć, a każda zima
skutecznie mi to utrudnia. Może to dziecinne, ale w mim przypadku
niezmienne. Nie lubię jej i już.
Na moich policzkach pojawiają się pląsy czerwieni spowodowane zapewne temperaturą panującą na dworze.
Odznaczają się na mojej jasnej cerze i dają wrażenie jakbym była słodką idiotką.
Cóż za okrutna prawda.
Za każdym razem, gdy na twarzy pojawiają się rumieńce wyglądam jak
głupiutka nastolatka marząca o chłopcach. W dodatku dziecinne rysy
twarzy nie są zbyt pomocne w walce z przeciwnikiem, z innej strony zaś
tamci bagatelizują mnie zakładając, że jestem początkującym dzieckiem w
złym świecie potworów, a potem płacą za swą głupotę śmiercią-Dobrze dla
mnie, przynajmniej mam ułatwione zadanie.
Miarowe, nieśpieszne
oddechy powodują, że za każdym razem, gdy wypuszczam powietrze przede
mną formuję się kłębek dymu, który z podmuchem wiatru nieodwracalnie
się rozmywa.
Podnoszę spojrzenie
swych szarych, znienawidzonych przez siebie oczu w górę by otaczającą
mnie biel zastąpić widokiem, pięknego niemal czarnego nieba na
powierzchni, którego pobłyskują małe plamki, zwane potocznie gwiazdami.
Widok jest naprawdę śliczny jednak nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle innych-przynajmniej nie dla mnie.
Nieruchomieję, gdy widzę jedną wyróżniającą się na tle innych gwiazdę.
Jaśnieje i na chwile -ku
mojemu zaskoczeniu- zapiera mi dech w piersiach. Ale tylko przez
chwile, ponieważ w kolejnej sekundzie maszeruję znów przed siebie, klnąc
pod nosem na swój sentymentalizm.
Zła na świat i przede
wszystkim na siebie, wparowuję do swojego mieszkania i z impetentem
upadam na łóżko, wzdychając przy tym głośno.
Zamykam powieki,
próbując zasnąć-albo przynajmniej odpocząć- jednak czyjeś ręce
obejmujące moją talie idealnie mi w tym przeszkadzają. Jęczę zła.
-Musiałeś?-Pytam przekręcając się na bok, próbując ignorować sunące się po moim ciele dłonie mężczyzny.
-Przestań-Warczę
próbując przywrócić go do porządku, ten jednak ignorując moje
em...prośby nie ustępliwie rozpina mi kurtkę, zdejmuje ją- nie
omieszkając mną przy tym solidnie potrząsać- po czym wsuwa mi dłonie
pod tkaninę bluzki. Nie reaguję, próbując hamować narastający gniew,
ale gdy jego palce rozpinają mój stanik nie mam już żadnych oporów.
Zwinnym ruchem przekręcam się i napierając na niego obalam na łóżko.
Siadam na nim okrakiem a
potem kilka razy poruszam biodrami, dzięki czemu mężczyzna leżący pode
mną wydobywa z siebie pełne zadowolenia pomrukiwanie. Szybko łapiąc go
za nadgarstki przyciskam jego umięśnione ramiona do łóżka, a potem bez
skrupułów pierwszą możliwą rzeczą przywiązuje go do niego. Brunet
otwiera oczy i zauważam w nich psotną iskierkę, wiedział, co robię a
pomimo tego nie zareagował.
- Jesteś okropny-Mówię
między salwami śmiechu. Upewniając się, że jest dobrze przywiązany
odsuwam się od niego i patrzę z politowaniem na jego wybrzuszenie w
spodniach.
- Oj, Murry -Wzdycham z przesadnym dramatyzmem, na co on zaczyna się szczerzyć.
-Pomożesz?-Pyta i kiwa głową wskazując, o co mu chodzi.
-Jesteś obleśny, wiesz?
-Tylko dla ciebie-Układa usta w dzióbek, a potem posyła mi całusa w powietrzu.
-Idź do swoich ehkem
dziwek-Specjalne kaszle na końcu. Muriel, bo tak brzmi jego pełne imię
ma krótkie czarne włosy, które niemal zawsze są w seksownym nieładzie.
Czekoladowe oczy warte grzechu i usta, którym nawet ja czasami nie
potrafię się oprzeć. Jego sylwetka jest no cóż nie oszukujmy się
idealna-umięśniony, ale nie przesadnie jest marzeniem każdej ludzkiej
kobiety. Wiem to, bo już niezliczoną ilość razy miałam okazje podziwiać
nagą sylwetkę swego przyjaciela. Wszystko ma na właściwym
miejscu-uwierzcie.
-O, czym myślisz?-Pyta najwyraźniej zauważając mój głupkowaty uśmiech.
- O niczym ważnym
-Puszczam mu oczko a potem bez żadnych pożegnań, zbieram leżącą na
podłodze kurtkę i wchodzę. Znów opatula mnie zimowe powietrze, które tym
razem przyjmuję z ulgą.
Mimowolnie unoszę głowę a tam mój wzrok niemal od razu natrafia na jaśniejącą, większą od pozostałych gwiazdę.
Jest taka piękna-Wzdycham- Taka sama jak on -Przestępuję z nogi na nogę nie spokojnie kręcąc się w miejscu, zaskoczona swymi myślami nieruchomieje.
ON należy do przeszłości, o której myślałam, że się zapomniałam-ale nie! Ona nieprzerwanie kroczy za mną.
Spuszczam głowę i wpatruję się w czubki botów oraz leżący w okół nich śnieg.
Czuję bolesne ukłucie w
sercu na wspomnienie jego błękitnych niczym najpiękniejsze morze oczu-
mające w sobie głębie tak wielką, że za każdym razem, gdy patrzyłam na
niego bezpośrednio mój oddech był urywany-albo po prostu go nie było.
Moje przemyślenia przerywa spoczywająca na mojej głowie dłoń.
Unoszę wzrok i napotykam zmartwiony wzrok przyjaciela.
Posyłam mu wdzięczny
uśmiech, gdy ten zaczyna czochrać moje włosy, a potem ramieniem
przygarnia mnie do siebie, mocno do siebie przyciskając.
Czuję to obrzydliwe
ciepło płynące od niego i w duchu przeklinam się za to, że nie potrafię
go odepchnąć, inną cząstkę mnie zaś cieszy ta bliskość, dlatego
-zaskakując tym samym nas oboje-oddaje uścisk
Czując chwilowe ciepło
drugiej osoby, uśmiecham się pod nosem a potem przybierając normalny dla
siebie obojętny wyraz twarzy odsuwam się od przyjaciela.
Posyłam mu krzywy uśmiech, a moje oczy rozbłyskują czerwienią
-Czas się zabawić -Mruczę oblizując usta.