wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział 1

Początek tej historii powinien ukazywać dobro, które niegdyś było cząstką mnie.
Rozwinięcie przedstawiać, moją sadystyczną i rozpustną naturę.
A koniec... Koniec powinien być wisienką na torcie.
Powinien pokazać wam moją jedyną słabość.
Ale ja nie trzymam się schematów. Witaj w moim chaosie. ~Ahren



***
Przemierzając wąskie uliczki Rosebath, stawiam małe kroki, leniwie przemieszczając się w stronę wyznaczonego celu. Wdycham chłodne, nocne powietrze, a rozglądając się dookoła widzę tylko przygniatające beton strugi śniegu.
Otaczający mnie biały puch, wprawia w ponury nastrój. Nie lubię bieli.
Kolor ten kojarzy mi się z dawnym życiem- z czymś o czym wolałabym zapomnieć, a każda zima skutecznie mi to utrudnia. Może to dziecinne, ale w mim przypadku niezmienne. Nie lubię jej i już.
Na moich policzkach pojawiają się pląsy czerwieni spowodowane zapewne temperaturą panującą na dworze.
Odznaczają się na mojej jasnej cerze i dają wrażenie jakbym była słodką idiotką.
Cóż za okrutna prawda. Za każdym razem, gdy na twarzy pojawiają się rumieńce wyglądam jak głupiutka nastolatka marząca o chłopcach. W dodatku dziecinne rysy twarzy nie są zbyt pomocne w walce z przeciwnikiem, z innej strony zaś tamci bagatelizują mnie zakładając, że jestem początkującym dzieckiem w złym świecie potworów, a potem płacą za swą głupotę śmiercią-Dobrze dla mnie, przynajmniej mam ułatwione zadanie.
Miarowe, nieśpieszne oddechy powodują, że za każdym razem, gdy wypuszczam powietrze przede mną formuję się kłębek dymu, który z podmuchem wiatru nieodwracalnie się rozmywa.
Podnoszę spojrzenie swych szarych, znienawidzonych przez siebie oczu w górę by otaczającą mnie biel zastąpić widokiem, pięknego niemal czarnego nieba na powierzchni, którego pobłyskują małe plamki, zwane potocznie gwiazdami.
Widok jest naprawdę śliczny jednak nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle innych-przynajmniej nie dla mnie.
Nieruchomieję, gdy widzę jedną wyróżniającą się na tle innych gwiazdę.
Jaśnieje i na chwile -ku mojemu zaskoczeniu- zapiera mi dech w piersiach. Ale tylko przez chwile, ponieważ w kolejnej sekundzie maszeruję znów przed siebie, klnąc pod nosem na swój sentymentalizm.
Zła na świat i przede wszystkim na siebie, wparowuję do swojego mieszkania i z impetentem upadam na łóżko, wzdychając przy tym głośno.
Zamykam powieki, próbując zasnąć-albo przynajmniej odpocząć- jednak czyjeś ręce obejmujące moją talie idealnie mi w tym przeszkadzają. Jęczę zła.
-Musiałeś?-Pytam przekręcając się na bok, próbując ignorować sunące się po moim ciele dłonie mężczyzny.
-Przestań-Warczę próbując przywrócić go do porządku, ten jednak ignorując moje em...prośby nie ustępliwie rozpina mi kurtkę, zdejmuje ją- nie omieszkając mną przy tym solidnie  potrząsać- po czym wsuwa mi dłonie pod tkaninę bluzki.  Nie reaguję, próbując hamować narastający gniew, ale gdy jego palce rozpinają mój stanik nie mam już żadnych oporów.
Zwinnym ruchem przekręcam się i napierając na niego obalam na łóżko.
Siadam na nim okrakiem a potem kilka razy poruszam biodrami, dzięki czemu mężczyzna leżący pode mną wydobywa z siebie pełne zadowolenia pomrukiwanie. Szybko łapiąc go za nadgarstki przyciskam jego umięśnione ramiona do łóżka, a potem bez skrupułów pierwszą możliwą rzeczą przywiązuje go do niego. Brunet otwiera oczy i zauważam w nich psotną iskierkę, wiedział, co robię a pomimo tego nie zareagował.
- Jesteś okropny-Mówię między salwami śmiechu. Upewniając się, że jest dobrze przywiązany odsuwam się od niego i patrzę z politowaniem na jego wybrzuszenie w spodniach.
- Oj, Murry -Wzdycham z przesadnym dramatyzmem, na co on zaczyna się szczerzyć.
-Pomożesz?-Pyta i kiwa głową wskazując, o co mu chodzi.
-Jesteś obleśny, wiesz?
-Tylko dla ciebie-Układa usta w dzióbek, a potem posyła mi całusa w powietrzu.
-Idź do swoich ehkem dziwek-Specjalne kaszle na końcu. Muriel, bo tak brzmi jego pełne imię ma krótkie czarne włosy, które niemal zawsze są w seksownym nieładzie. Czekoladowe oczy warte grzechu i usta, którym nawet ja czasami nie potrafię się oprzeć. Jego sylwetka jest no cóż nie oszukujmy się idealna-umięśniony, ale nie przesadnie jest marzeniem każdej ludzkiej kobiety. Wiem to, bo już niezliczoną ilość razy miałam okazje podziwiać nagą sylwetkę swego przyjaciela. Wszystko ma na właściwym miejscu-uwierzcie.
-O, czym myślisz?-Pyta najwyraźniej zauważając mój głupkowaty uśmiech.
- O niczym ważnym -Puszczam mu oczko a potem bez żadnych pożegnań, zbieram leżącą na podłodze kurtkę i wchodzę. Znów opatula mnie zimowe powietrze, które tym razem przyjmuję z ulgą.
Mimowolnie unoszę głowę a tam mój wzrok niemal od razu natrafia na jaśniejącą, większą od pozostałych gwiazdę.
Jest taka piękna-Wzdycham- Taka sama jak on -Przestępuję z nogi na nogę nie spokojnie kręcąc się w miejscu, zaskoczona swymi myślami nieruchomieje.
ON należy do przeszłości, o której myślałam, że się zapomniałam-ale nie! Ona nieprzerwanie kroczy za mną.
Spuszczam głowę i wpatruję się w czubki botów oraz leżący w okół nich śnieg.
Czuję bolesne ukłucie w sercu na wspomnienie jego błękitnych niczym najpiękniejsze morze oczu- mające w sobie głębie tak wielką, że za każdym razem, gdy patrzyłam na niego bezpośrednio mój oddech był urywany-albo po prostu go nie było.
Moje przemyślenia przerywa spoczywająca na mojej głowie dłoń.
Unoszę wzrok i napotykam zmartwiony wzrok przyjaciela.
Posyłam mu wdzięczny uśmiech, gdy ten zaczyna czochrać moje włosy, a potem ramieniem przygarnia mnie do siebie, mocno do siebie przyciskając.
Czuję to obrzydliwe ciepło płynące od niego i w duchu przeklinam się za to, że  nie potrafię go odepchnąć, inną cząstkę mnie zaś cieszy ta bliskość, dlatego -zaskakując tym samym nas oboje-oddaje uścisk
Czując chwilowe ciepło drugiej osoby, uśmiecham się pod nosem a potem przybierając normalny dla siebie obojętny wyraz twarzy odsuwam się od przyjaciela.
Posyłam mu krzywy uśmiech, a   moje oczy rozbłyskują  czerwienią
-Czas się zabawić -Mruczę oblizując usta.

Prolog

Anioły, święte istoty stworzone przez Boga.
Podzielone na stworzenia światła i mroku, należące do Edenu.
Anioły Ciemności objęte klątwą Lucyfera - Istnieją na ziemi chroniąc ludzi.
Nieśmiertelni nigdy nie przekroczą bram raju i nie zdołają zakosztować słodyczy tego miejsca.
Łowcy- chyba tak potocznie się ich teraz nazywa.
Anioły Światła jednakże również posiadają swą świętą hierarchie.
Im większe mamy skrzydła tym większą obdarzeni jesteśmy łaską Boga.
Tak, my. Bo i ja do nich należę.
Jak dotąd tylko jeden z nas miał je na tyle potężne by stanąć przy boku Pana.
Mając szesnaście lat każdy Anioł dostępuję zaszczytu uskrzydlenia a na jego plecach pojawiają się różnej wielkości skrzydła.
Ja dostąpiłam go dzisiaj. Otrzymałam je ogromne i piękne niczym samego stworzyciela.
Jednak nie były one białe jak reszty.
Stworzone z ognia, paliły się krwistymi promieniami a ja czułam jak ich moc przepełnia moje ciało.
Poczułam nieznaną żądzę.
Żądzę samego diabła.
Zostałam strącona.
Do piekła? Chyba tak nazywa się planeta, na której mieszkają śmiertelne ludzkie istoty?
Zostałam zwykłą nieśmiertelną nastolatką, "niewyróżniającą się" z tłumu.
Ach tylko zapomniałam wspomnieć o jednej bardzo istotnej rzeczy.

Przed strąceniem -byłam ulubienicą Boga.